piątek, 23 października 2015

Ona i On

Wiem, że niektórzy nie lubią tego dodawania zdjęć bohaterów, wolą ich sobie kreować, ale ja wstawiłam je dlatego, że takie właśnie - mniej więcej - są moje wyobrażenia o Jagodzie i Marcelu. Nie musicie się z nimi zgadzać, wszak ilu czytelników, tyle wyobrażeń o postaciach. Będzie mi jednak bardzo miło, gdy przeczytacie notkę o tej dwójce, ponieważ wydaje mi się ona ważnym elementem, który na pewno pomoże wam wkroczyć w świat tej historii. Dziękuję. 

+

Zdjęcia zostały znalezione w odmętach internetu, nie należą do mnie. 

***



JAGODA


Moja mama powiedziała kiedyś, że jestem typem niepokornym i nie ma dla mnie zasad, których nie mogłabym - ot tak, choćby z przekory - złamać. Myślę, że jej słowa były efektem wzburzenia, kiedy pewnego dnia wróciłam do domu i zamiast długich blond włosów, na głowie miałam niebieskie nie wiadomo co - tak to nazwała. Przez chwilę chciałam jej wytłumaczyć, że to nie był impuls czy - jak zapewne myślała - wyraz mojego buntu.  Chciałam przyznać się do tego, że wcale nie podoba mi się moje życie i to, co każdego ranka widzę w lustrze, i że potrzebowałam jakiejś zmiany, nawet tak niewielkiej. Chciałam też, żeby wiedziała, że budzę się codziennie nad ranem i drżę na myśl o kolejnym dniu bez jego uśmiechu, za to z milionem pytań i powtarzającą się obietnicą, że wkrótce go znajdą. Ale wtedy dotarło do mnie - och, doskonale pamiętam to palące uczucie zrozumienia - że ona nigdy nie widziała we mnie nic poza ładną buzią. Więc milczałam, pozwalając jej napawać się przekonaniem, iż rozszyfrowała mnie bezbłędnie, chociaż w istocie bardziej mylić się nie mogła. 

Często myślę, że tylko Marcel zdawał sobie sprawę z tego, że poza lśniącymi blond włosami i dużymi niebieskimi oczami miałam coś jeszcze - duszę. 



MARCEL 


Z każdym dniem, miesiącem, rokiem ślady jego obecności zacierają się w mojej pamięci. Nie potrafię na przykład przypomnieć sobie jego śmiechu, chociaż w chwilach ogólnego rozbawienia wśród moich znajomych często uderza mnie myśl, że jego też by to rozbawiło albo - wręcz odwrotnie - uznałby to za żałosne. Wtedy śmiech zamiera na moich ustach, a kąciki opadają, więc odwracam głowę, by moi znajomi nie dostrzegli nagłego skurczu twarzy. Bo Marcel, nawet jeśli pojawia się w ich rozmowach, jest już jednym z wielu, którzy pewnego dnia wyszli z domu, by już nie wrócić. Kolejna twarz spośród tysięcy z dopiskiem "ktokolwiek widział, ktokolwiek wie". A ja wciąż liczę, że któregoś dnia zadzwoni telefon i okaże się, że owszem, jest ktoś, kto widział i wie. Potem Marcel wróci, staniemy naprzeciwko siebie i uśmiechniemy się, jakbyśmy dzielili wspólny sekret. I już wszystko będzie dobrze. Chodzi o to, że nigdy nie spotkałam człowieka tak emocjonalnego, tak prawdziwego i równie bezlitosnego co on - tylko ktoś bez serca mógł zostawić mnie w tak podły sposób i zapaść się pod ziemię, zostawiając mi na pamiątkę strzępki urwanych rozmów, późnych powrotów do domu i kilku wypitych razem kaw. 
Tylko tak strasznie boli, gdy już nawet w głowie nie potrafię odtworzyć jego głosu. 



1 komentarz: